Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ten mi będzie naczyniem wybranem, ażeby nosił imię moje przed narody, i królmi, i syny izraelskiemi“...
I zagłębił się w czarnej nocy.

Na południo-wschód od Damaszku rozciąga się płaszczyzna szeroka.
Pasma górskie rozbiegły się aż na krańce; oddechy wiatru swobodnie wpoprzek chodzą.
Tędy przesuwa się dzisiaj kolej żelazna, idąca aż z dalekiej Kaify; tędy — ale trochę więcej na zachód, prowadziła w starożytności droga z Jerozolimy.
Miasto majaczeje w zieleni olbrzymich wkoło sadów.
I pomyśleć, że na tej cichej równinie zdarzyło się przed wiekami zjawisko pod względem psychologicznym najdziwniejsze, najdonioślejsze, jakie tylko być może.
Cóż wyrówna piorunującej mocy tego wstrząśnienia?
Pismo wyraża się o tem krótko: „Zprędka i zewsząd oświeciła go światłość z nieba... A upadłszy na ziemię, usłyszał głos, mówiący do siebie...”
Aliści w tej zwięzłości jest właśnie przedziwna siła, jest zaznaczenie tych działań, pod któremi się łamią, albo przeistaczają się światy.