Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

runku południowym, gdy natomiast na północ od rzeczonej Prostej ulicy osiedliła się ludność uboższa, zarobkująca, rzemieślnicza. Pomiędzy tą ludnością — owi, żydzi przecie i swoi a jakby obcy, cisi, a niebezpieczni — Nazareńczycy.
Ananiasz należał do ich grona.
Ku zacisznemu domostwu prowadziła uliczka wąziutka, bardzo kręta, dość długa. W paru miejscach z nad wysokiego muru gałęzie drzew morelowych zaszemrały świeżością i błysnęły zielenią. Maluczkie kwadratowe podwórko ocieniał wielki orzech, rozkładając dokoła przepotężne konary. Ztamtąd na prawo niziuchne drzwi... Zakołatać...
Nazareńczycy w Damaszku zażywali aż po tę chwilę bezpieczeństwa osób i czci. Wprawdzie rosnąca niechęć objawiała się ku nim wpośród rodaków możnych, a przedewszystkiem wśród panów synagogi; były to jednak objawy jeszcze głuche. Wprawdzie przedostały się tutaj wieści o zdarzonych w Jerozolimie wypadkach, a mianowicie o gwałtownej śmierci Szczepana i rozpoczętem prześladowaniu; nie zdawało się wszakże, by to ostatnie po za obrębem Judei rozwielmożnić się mogło i miało.
Naraz rozbiegła się całkiem przerażająca wiadomość: „Szaweł, parskając groźbami i morderstwem przeciwko uczniom Pańskim, przy-