Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo ciepła, jest parno, i tylko od czasu do czasu wietrzyk sucho szeleści w pośrodku sztywnych wachlarzy palm.
Głęboką cichość kilkakrotnie przerwało bliższe i dalsze, wrzaskliwe psów szczekanie.
Przed rankiem bywają cudne chwile: jeszcze gwiazdy nie znikły z wysokiego sklepienia, ale już czuć w powietrzu niewysłowiony, a twórczy oddech dnia. Zwiastowana jest uroczystość, w której ta połowa globu ziemskiego obraca się twarzą ku słońcu. Codzienne święto, a przecie niewyczerpanie nowe...
W niedostrzegalnym pochodzie odwiecznie tworzących sił ponocna szarość stropu przerznęła się smugami odbić różowych i wnet nalewa się słodyczą najprzedziwniejszych odcieni ametystu. Zgotowany gościniec, po którym przyjdzie — światło.
Dzisiejsi mieszkańcy jerychońscy przeważnie Arabowie, jednakże napotyka się i Murzynów. Wszyscy razem nieliczni, ze trzysta, trzysta pięćdziesiąt głów. W śród okolicy koczują Beduini.
„Kultura“ europejska wzniosła tu trzy hotele... Okrom tego znajduje się klasztor grecki i rosyjski dom dla pielgrzymów.
Z szerokich krużganków na piętrze tego domu widok rozległy, przesłodki w godzinach popołudniowych. Oczy toną w nieporówna-