Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/219

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    jęczmień zielenił się już bujnie na smugach górskich pól.
    Natomiast Elżbietę ogarnął ten niepokój, który się zwykł przejawiać na progu do wielkiej wiedzy. Z myśli jej nie schodziły słowa anioła, wypowiedziane Zacharyaszowi czasu widzenia:
    „Nawróci wielu synów izraelskich ku Panu Bogu ich...
    „Uprzedzi... w duchu mocy Eliaszowej...
    „Iżby zgotował Panu lud doskonały...“
    Zanadto powszechnem i wytężonem stało się w tej epoce oczekiwanie Mesyasza, aby niewiasta nie zrozumiała ogólnego znaczenia tych wstępnych słów.
    Nie tylko w powietrzu odczuwało się blizką wiosnę.
    A wszakże niespokojnością przejmował dotknięty, ale niepodniesiony rąbek potężnej tajemnicy; wszystko matczyne serce z cierpieniem wyglądało, rychło po onym wstępie rozbłyśnie królewska, jasna, dopełniająca wieść.
    Była wczesna godzina i migotanie rosy w skośnych promieniach powstającego dnia. Poranny świergot jaskółek otaczał Elżbietę, zażywającą przechadzki na płaskim dachu domu. Nagle spojrzenie jej padło na do-