Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

moment trwa dziwny urok współczesnego czci oddawania.
Dyakon wrócił na górę. Jest cicho. Ruchy księdza zaznaczają się prawie niedosłyszalnym szelestem, wyrazy padają w prawie niedosłyszalnym szepcie.
Zbiegiem okoliczności mszę odprawia ksiądz Polak.
Potęguje się cisza.
Tu w grocie, a także zstąpiła w głąb człowieka, w otchłań wiecznego bólu.
Słyszy się tylko bicie własnego serca, a potem wpośród tej mszy milczącej znagła półgłosem wymówione słowa:
Salvator mundi...
I wydaje się, że dźwięk ten uderzył o sklepienie, że nabrzmiewa tutaj w obrębie „stajenki“, że ją przekracza. Idzie na rozłogi bytu i bólu, spływa do piasku mórz, sięga do gwiazd; napełnia cały świat..

Ma się ku zachodowi; łagodny wietrzyk szeleści w łanach zielonego jęczmienia.
Tu jest, według tradycyi miejscowość, kędy Ruth Moabitka zbierała kłosy za żeńcami Booza. Trochę opodal znajduje się „pole pasterzy“.
Dobrze jest spocząć tutaj przez chwilę