Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sem po nikłych śladach odszukiwać należy kierunek tej drożyny.
Zapewne — wspinając się tak i schodząc„ dążyli uczniowie w fałdzistych, przestronnych szatach, z zakrytemi głowami, każdy z podróżną laską w ręku.
Dzień jest dosyć pochmurny; może i wonczas był taki?... Dzień wczesnej wiosny z pamięcią niedawnych wiatrów i dżdżów.
Rzeźwy powiew rozgania skupione dosyć gęsto obłoki. Światło przychodzące na ziemię ściele się złagodzone, szarawe, trochę smutne.
Cicho i pusto. Naokół, jak zatoczyć okiem, nigdzie postaci ludzkiej, nigdzie żadnego ruchu.
I prawdopodobnie była podobna cisza... Tylko oliwki, dziś rozsadzone dość rzadko, wtedy zwierały się w szumne kępy. Można przymknąwszy oczy, a przypomniawszy, usłyszeć sercem nieuchwytny dla ucha szept gajów, które były...
Ścieżka poczyna snuć się pod murami ogrodów. Nizkie to ściany, a poczynione sposobem bardzo prostym ze zwalonych na kupę dużych szarych kamieni. Za niemi sady po zboczach górskich siedzą.
Właśnie obłoki rozstąpiły się i znikają; wyjrzało czyste, blado-błękitne niebo.