Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem w bazylice pobladły światła jarzących lamp; powietrze nasyca się delikatnym, srebrzystym odcieniem i jakby nadchodzącym rzeźwiejszym tchem.
Ostatnia msza łacińska stanowi moment subtelnie piękny.
Na dole u przybytku Grobu jeszcze rozbrzmiewa przykry dla ucha, wrzaskliwy śpiew ormiański. Tu w górze, w kaplicy kalwaryjskiej, w pośród białości przyborów i ołtarza, trwa msza, tak cicha, że nawet bez koniecznego zazwyczaj dotknięcia dzwonka. Wywiązuje się jakiś szczególny urok. Zdawałoby się, że na tej ciszy i bieli położy się najpierwszy wschodzący promień dnia...