Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oto masa prawie potworna, niekształtność olbrzymiego oblicza; narazie tylko to. Ale jeśli doczeka się chwili i takiego stosunku oświetlenia, że od górnych części cień pada na dolną twarzy połowę...
Wieczyście zamknięte usta wyjawiły — niewysłowioną linię uśmiechu. W łączności z uśmiechem tym oczy patrzą. Ten ledwo zarysowany nieśmiertelny uśmiech jest tego rodzaju, że chciałbyś, człowiecze, nagle zatopić ręce we włosach i rzucić się na ziemię i jak robak wić się, poprostu jako robak pod uciskiem niemiłosiernego poczucia, że nic nie pomoże, nic cię nie wesprze, ani ci ulży, ani cię osłoni; co więcej, że jest jakowyś olbrzymi, głuchy obszar, na którym wszystko topnieje i nic nie znaczy.
Czy Sfinks oglądał przechodzącego anioła? Jeśli tak, ułożyła się tajemnica owa z wielu innemi w niewysłowionej linii uśmiechu.
Sfinks jest wyrazem pierwszego wewnętrznego objawienia przepaści bytu, więc kamienny uśmiech rozwiązany będzie dopiero przy końcu ludzkiej ery, wtedy roztworzą się usta zagadki.

Prawdopodobnie była to nizka lepianka z ubitej wyschłej ziemi z jedynym na drzwi