Strona:Jadwiga Marcinowska - Z głosów lądu i morza.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
OLŚNIENIE.
I.

Nad wielkiem miastem cicho zapada łagodny wieczór kwietniowy. Niedostrzeżony przychodzi poprzez gwar buchający i przez opary, które ciągłą czynią straż nad Paryżem, rozwieszając zasłonę z szarej a nieprzerwanej mgiełki.
Wieczór wsącza się niewidzialnie i oto naraz objawił się łagodzący linie i kształty; zabłysły latarnie; setki, tysiące migotliwych latarni. Głębokie i ukojone jest niebo a ciepły wietrzyk nad wielkiem miastem wieje.
Na dworcu St. Lazare zgiełk jako zwykle, hałas różnojęzyczny, gorączka podróżnych z całego świata.
Liczne rzędy szyn równoległych i wyciągnięte na nich długie cielska z połączonych ogniw — wagonów, dyszące wywołanym pośpiechem, rozpalone gotowością do biegu. Głowa każda parska w przestrzeń i syczy.
Chwila jeszcze, stuk zamykanych kolejno drzwi od przedziałów, lokomotywa targnęła piersią — naprzód. Zadźwiękły na szynach dwa szeregi kół niezliczonych, ruszyły się, każde jakoby z siebie. Ale niebawem przechodzą w miarę i zgodność, w rosnący pęd przechodzą i wszystkie poszczególne ruszenia