Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale cóż? W niwecz obróciły się rojenia o szczęściu i tak słuszne młodych nadzieje. Rodzina Salusi, brat, siostry starsze, szwagrowie, ani słyszeć o zamiarach takich nie chcieli, za ubliżenie to sobie mając, za hańbę, za poniewierkę. Dlaczego? Bo oto Jerzy, aczkolwiek bez porównania od nich rozumniejszy i bardziej wykształcony, a nawet posiadający lepsze stanowisko w świecie, jednakże ich nie godzien; jest chłopem, synem pańszczyznianego ongi chłopa.
Krzykami, gniewem, groźbą pozbawienia posagu, przywodzą do tego Salusię, iż nareszcie odstępuje narzeczonego, odsyła mu dany na zrękowiny pierścionek. Konstanty Osipowicz, brat i opiekun, do pożegnalnego listu dziewczyny kazał posłańcowi dodać od swego imienia kilka słów pysznych, złych i głupich, urągających chłopskiemu pochodzeniu Chutki.
Salusię chce wydać rodzina za najbogatszego w okolicy młodzieńca, jedynaka u ojca sknery. Jest to jednakże chłopak od narzeczonej trzema latami młodszy, a przytym nikły jakiś, niedojda, niezdarny, głupi. W Salusi jeno wstręt budzi, odrazę; przyrównuje go do ślimaka.
Dziewczyna ta ma dwoistą naturę. Pewna chciwość i próżność skłoniła ją do posłuchu namowom rodziny. Uśmiechają się jej bogactwa i panowanie w zasobnej chacie przyszłego męża. Obok tego jednakże nurtuje w sercu tęsknota; od czasu do czasu straszny ból piersią wstrząsa; dziewczyna miłuje Jerzego, zapomnieć pomimo wszystko nie może. I walczy w niej ta dwoistość; przemaga to jedna, to druga strona.
Nareszcie przychodzi wyznaczony a uroczysty dzień wesela. Zjechali się goście, ruch, wrzawa.
Lecz cóż się staje? W Salusi jakoby buchnęła odraza do niemiłego a narzuconego jej oblubieńca. W jego oczach ciska pierścionek zaręczynowy na ziemię. Następnie korzystając ze świątecznego zamieszania w domu, ucieka. Całą noc i dzień cały idzie, a raczej biegnie, leci. Spieszy tak do Jerzego. Powie mu: Przebacz, daruj winy! wróciłam! Wszyst-