Strona:Jadwiga Marcinowska - Eliza Orzeszkowa, jej życie i pisma.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

hatyrowiczów, Andrzeja i Jerzego zawsze prawie widywano razem“.
Aż przyszła taka chwila, że razem pojechali — na wojnę. Jan Bohatyrowicz, syn Jerzego, tak o tem opowiadał w wiele lat później, przywodząc sobie do myśli wczesnego dzieciństwa wspomnienia.
Znajdował się z matką i kilkorgiem innych osób na pagórku, zkąd widok na piaszczyste przyrzeczne rozłogi i na Niemen: „Patrzyliśmy na rzekę, którą przepływały czółna i łodzie, z jednej strony i z drugiej ludzi przywożąc. Od brzegu do brzegu zaś szedł i powracał promek na łodziach nieduży. Wszyscy przez te piaski przeszli, przejechali i już ich widać nie było.
Wieczór zrobił się majowy. Cichość panowała na rzece, na brzegach tylko w borze słowik śpiewał. Wtenczas ojciec pocałował matkę, cóś jej poszeptał, a potym mnie z ziemi na rękach podniósł i całować zaczął... W tej samej minucie pan Andrzej Korczyński żegnał się ze swoją żoną i swoim synkiem... Stała też tam panna Marta, która w tę porę młodą jeszcze była i kiedy stryja Anzelma żegnała, medalik na szyję mu powiesiła... Dwa konie osiodłane i pod pagórkiem stojące z niecierpliwości parskały“. A potym „księżyc wprost nad piaskami świecił, a w jego światłości ojciec i pan Andrzej jeden przy drugim na koniach równej piękności jechali... Nie obejrzawszy się ani razu, piaski na ukos przejechali i z oczu naszych znikli“.. Udali się do oddziału powstańców.
I nigdy już ojca swego nie oglądał Jan Bohatyrowicz. Raz o nim słyszał. Tak opowiada. „Było po świętym Janie, a może i około świętej Anny, bo zboże już na polu prawie dojrzewało. Staliśmy w okolicy (to znaczy, w zaścianku) nad samym brzegiem rzeki, gdzie na podwórku naszym lipy rosną. Niedużo nas było, może osób kilka, bo inni ludzie na swoich podwórkach zgromadzali się i tak samo kupkami stojąc, wszyscy ku stronie piasków obróceni, stuków i grzmotów słuchali, co tam toczyły się i turkotały,