Strona:Jack London - Wyga.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bzdury, to się wam nie uda. Właśnie wtenczas, kiedy był zwrócony twarzą ku przeciwległemu brzegowi rzeki, wyście do niego ztyłu strzelili. Chłopcy, skoczno który drogą tam i zpowrotem, zobaczcie, czy są jakie ślady, któreby prowadziły na drugi brzeg rzeki.
Wróciwszy, zaraportowali, że z tej strony rzeki nie prowadziły na drugą żadne ślady. Ani nawet zając na drugą stronę nie przebiegł. Czarnobrody, pochyliwszy się nad trupem, wyprostował się naraz, trzymając w rękach kłak z wełny i futra. Rozwinąwszy go, wyjął pocisk, który przeszył ciało. Spłaszczony koniec był wielkości pół dolara, dalej jednak pocisk, osłonięty stalowym płaszczem, był nieuszkodzony. Czarnobrody porównał go z nabojem wyciągniętym z pasa Kurzawy.
— To wystarcza najzupełniej, aby przekonać nawet ślepego, nieznajomy człowieku. Ten pocisk ma koniec zaokrąglony i stalowy płaszcz. Wasz pocisk ma koniec zaokrąglony i stalowy płaszcz. Ten pocisk ma kaliber 33, wasz pocisk ma kaliber 33. Ten pocisk pochodzi z fabryki J. i T. Arms-Company i wasz pocisk został zrobiony w fabryce J. i T. Arms-Company. A teraz pójdziecie z nami na brzeg, żebyśmy mogli zobaczyć, jak się to wszystko stało.
— Powtarzam wam, że to do mnie z za krzaka strzelano — rzekł Kurzawa. — Przyjrzyjcie się dziurce w mojej parce.
Podczas kiedy Czarnobrody zajęty był badaniem tej dziury, jeden z podróżnych otworzył zamek karabinu zabitego. Było rzeczą oczywistą, że z tego