Strona:Jack London - Wyga.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na trzy groby, zasypane śniegiem lecz łatwe do poznania dzięki ręcznie wyciosanym krzyżom z niemożliwemi do odczytania napisami. Na skraju zarośli stała mała napółzbutwiała chałupka. Pchnąwszy drzwi, wszedł do niej. W jednym kącie chałupki na czemś, co kiedyś było posłaniem z gałązek sosnowych, dotychczas jeszcze otulony wyliniałemi, rozpadającemi się kożuchami leżał szkielet.
— Ostatni gość nad jeziorem Niespodzianek — przyszedł do przekonania Kurzawa, podnosząc z ziemi bryłę złota, wielką jak dwie jego pięści. Tuż przy tej bryle znajdowała się puszka na pieprz, pełna drobniejszych bryłek złota o nierównej powierzchni, nie zdradzającej ani śladu przemywania.
Wszystko tak się zgadzało, że Kurzawa zupełnie już nie wątpił, iż złoto pochodziło z dna jeziora. Wobec tego, że dno, bronione kilku stopami lodu, było niedostępne, Kurzawa nie miał tu nic do roboty, skutkiem czego, stojąc w południe znowu na skraju palisady, rzucał ku niemu wdół pożegnalne spojrzenia.
— Wszystko w porządku, moje lube jeziorko — mówił, — masz zupełną słuszność, że kryjesz się tutaj! Wrócę ja tu osuszyć cię — o ile twe upiory nie złapią mnie w swe szpony. Nie wiem, w jaki sposób się tu dostałem, ale dowiem się o tem, wydostając się stąd.

III

W cztery dni później Kurzawa rozpalał ognisko w małej dolince niedaleko zamarzniętego strumienia, pod błogosławionemi sosnami. Gdzieś w tej