Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I idzie Jermołaj ze swoim psem w noc ciemną przez krzaki i błota, a bardzo być może, że Sofron nawet go na podwórko do siebie nie puści, a jeszcze i po karku da, żeby poczciwych ludzi po nocach nie budził.
Nikt nie mógł zrównać się z Jermołajem w sztuce łowienia ryb na wiosnę, podczas powodzi, wydobywania raków z nor rękami, tropienia zwierzyny, wabienia przepiórek, chwytania słowików.
Jednej rzeczy nie umiał, układania psów — do tego brakło mu cierpliwości.
Miał on i żonę. Chodził do niej raz na tydzień. Mieszkała ona w nędznej, na wpółrozwalonej chacie, żywiła się byle jak i byle czem, nie wiedziała nigdy co jeść będzie jutro i wogóle miała bardzo gorzki los.
Jermołaj, ten dobroduszny człowieczyna, obchodził się z nią surowo i źle.
W domu przybierał groźną minę, a biedna żona nie wiedziała, czem mu dogodzić. Drżała przed jego spojrzeniem, za ostatni grosz kupowała mu wódki i z wielkiem uszanowaniem nakrywała go swoim kożuchem, kiedy on, rozwaliwszy się z godnością na piecu, zasypiał snem bohatera.
Lecz Jermołaj nigdy dłużej nad jeden dzień nie bywał w domu, a między obcymi był znów „Jermołką“, jak go nazywano na sto wiorst wokoło, i jak on sam siebie niekiedy nazywał. Najostatniejszy z ludzi dworskich czuł swoją wyższość nad tym włóczęgą i, być może, dlatego właśnie obchodził się z nim przyjaźnie.
Chłopi z początku z przyjemnością gonili go i chwytali, jak zająca w polu, lecz potem puszczali