Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czy też zbyt gorliwe psy; kulawy starowina, z brodą, zaczynającą się pod samemi oczami, odciągnął niedopojonego konia od studni, uderzył go, nie wiadomo za co, w bok, i dopiero się ukłonił. Dzieci w długich koszulinach biegły z krzykiem do chat, kładły się brzuchami na wysokim progu, zwieszały głowy, zarzucały nogi do góry i takim sposobem, bardzo zgrabnie wpadały do ciemnych sieni, zkąd się już nie pokazywały. Nawet kury biegły szybko na podwórze; jeden śmiały kogut, z czarną piersią, wyglądającą jak atłasowa kamizelka, i czerwonym ogonem, zakręconym aż do samego grzebienia, został na drodze i chciał zapiać, lecz nagle zawstydził się i także uciekł.
Chata burmistrza stała opodal od innych, wśród zagonów gęstych, zielonych konopi. Zatrzymaliśmy się przed wrotami. Pan Pienoczkin wstał, malowniczo zrzucił z siebie płaszcz i wyszedł z powozu; żona burmistrza powitała nas nizkiemi ukłonami i podeszła do pańskiej rączki.
Arkadyusz Pawłowicz dał jej nacałować się do syta i wszedł na ganek. W sieni, w ciemnym kącie stała starościcha i pokłoniła się również, lecz całować pana po rękach nie śmiała. W tak zwanej chłodnej izbie, z sieni na prawo, uwijały się dwie baby: wynosiły one ztamtąd rozmaite rupiecie, puste dzbany, zdrewniałe kożuchy, garnki, kołyskę z dzieckiem i kupę gałganów; wymiatały śmiecie miotełkami łaziennemi.
Arkadyusz Pawłowicz kazał im wyjść i zasiadł na ławce pod obrazami. Stangreci wnosili kufry, szkatułki i różne pakunki, starając się wszelkiemi