Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zauważył drogę), zrzadka tylko wołał: „na lewo bo na prawo głębia“, albo „na prawo, bo na lewo ugrzęźniesz“. W niektórych miejscach woda dochodziła nam do gardła, i dwa razy biedny Kuźma, najniższy wzrostem z nas wszystkich, zachłysnął się... — No, no, no! — krzyczał na niego Jermołaj; starowina ruszał się, machał nogami, skakał i wydobywał się jednak na miejsce płytsze, lecz nawet w ostateczności nie odważył się chwycić poły mego surduta.
Zmęczeni, zabłoceni, mokrzy dotarliśmy nareszcie do brzegu. We dwie godziny później, o ile można osuszeni, siedzieliśmy w wielkiej szopie i zabierali się do kolacyi. Stangret mój, człowiek ogromnie powolny, ciężki i zaspany, stał przy wrotach i częstował Kuźmę tabaką. Ten zażywał namiętnie, aż do mdłości, pluł, kaszlał i widocznie doznawał wielkiej przyjemności. Władimir wydawał się zmęczonym, pochylał głowę na bok i mówił bardzo mało. Jermołaj obcierał broń. Psy kręciły ogonami w oczekiwaniu jadła, konie kopały i rżały pod daszkiem.
Słońce zachodziło; szerokiemi krwawemi pasami rozbiegały się ostatnie jego promienie, złote chmurki rozściełały się po niebie coraz drobniej i drobniej, niby wymyta, uczesana fala. We wsi rozlegały się dźwięki pieśni...


KONIEC.