Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bieraliśmy się do powrotu, gdy nagle spotkał nas dość nieprzyjemny wypadek.
Dawno już mogliśmy zauważyć, że woda, potrochu, ale ciągle, dostawała się do krypy. Władimir miał polecone wylewać tę wodę dzbanem, który na wszelki wypadek przewidujący Jermołaj ściągnął jakiejś zagapionej babie. Wszystko szło doskonale, dopóki Władimir nie zapominał o swoim obowiązku. Pod koniec polowania, jakby na pożegnanie, kaczki zrywały się takiemi stadami, że ledwie mogliśmy nabijać broń. W zapale strzelania nie zwracaliśmy uwagi na stan naszej krypy; gdy nagle wskutek silnego ruchu Jermołaja (starał się dostać ręką zabitą kaczkę i całem ciałem przechylił się na zewnątrz), nasz stary statek nachylił się, nabrał wody i uroczyście poszedł na dno, na szczęście; w miejscu niegłębokiem. Krzyknęliśmy, lecz już było za późno, po chwili staliśmy w wodzie po szyję, otoczeni ciałami zabitych kaczek... Nie mogę teraz bez śmiechu wspomnieć przerażonych i bladych twarzy moich towarzyszów (prawdopodobnie i moja nie odznaczała się wówczas rumieńcem), lecz w owej chwili nie miałem ochoty do śmiechu. Pierwszy naruszył milczenie Jermołaj.
— Tfu! przepadnij! — mruknął, splunąwszy. — A ty stary dyable! — zawołał z gniewem — taką to masz łódź!
— Zawiniłem — wyszeptał starowina.
— I tyś także dobry! — ciągnął Jermołaj, zwracając się do Władimira — dlaczego nie pilnowałeś? Czemuś nie wylewał wody? Ty... ty... ty...
Włodimir nie protestował — drżał jak liść, dzwonił zębami i uśmiechał się bezmyślnie. W chwili roz-