Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Powiedz mi — spytałem — jak dawno jesteś tu rybakiem?
— Siódmy rok — odrzekł.
— A czem byłeś wprzód?
— Stangretem.
— Któż cię tak zdegradował?
— Nowa pani.
— Jaka pani?
— Ta, która nas kupiła... Panu zapewne nie wiadomo, Alona Timofiejewna, taka gruba, niemłoda.
— Zkądże przyszło jej do głowy zrobić się rybakiem?
— A Pan Bóg ją wie. Przyjechała do nas z Tambowa, kazała zgromadzić wszystkich dworskich i wyszła do nas. My naprzód do ręki, a ona nic, nie gniewa się, potem kolejno zapytuje, kto czem jest, jakie obowiązki pełni? Przyszła i moja kolej. — Czem byłeś? — Stangretem, mówię. — Stangretem? Spojrzyj-że na siebie, coś ty za stangret!? Będziesz teraz rybakiem i zgolisz brodę. W razie mego przyjazdu będziesz ryby na pański stół dostarczał. Słyszysz? Od tego czasu jestem rybakiem. Zapowiedziała mi też, żebym staw w porządku utrzymywał... a jakżeż go utrzymać w porządku?...
— Do kogożeście wpierw należeli?
— Do Siergieja Siergiejewicza Piechtierewa. Dostaliśmy się mu w spadku, ale on niedługo nas posiadał, wszystkiego sześć lat. U niego właśnie byłem stangretem, ale nie w mieście — tam miał innych — lecz na wsi.
— A za młodu także byłeś stangretem?
— Ale gdzieżtam? Stangretem zostałem przy