Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

częła się we mnie wpatrywać... — Kto to? Kto?! Zmieszałem się... — Nie obawiaj się pani, rzekłem, jestem lekarz, przyszedłem zobaczyć, jak się pani czuje. — Pan doktór? — Doktór, doktór... pani mama wezwała mnie; puściliśmy pani krew, teraz odpoczywamy, a za dwa dni, da Bóg, postawimy panią na nogi... — Ach tak, tak doktorze, nie dajcie mi umrzeć, nie dajcie! — „Co też pani mówi!“ Gorączka się zwiększyła, zbadałem puls — gorączka! Ona popatrzyła na mnie i naraz bierze mnie za rękę. — Ja powiem panu, dlaczego umierać nie chcę... Powiem: Jesteśmy sami, tylko proszę pana, przed nikim... Słuchaj pan... słuchaj. Pochyliłem się nad nią, przybliżyła usta do mego ucha, włosami dotyka mej szczęki — przyznaję, że i mnie samemu zakręciło się w głowie — i zaczęła szeptać... Nic nie rozumiem... Ach! tak... ona bredzi. Szeptała, szeptała, szczególnie jakoś i jakby nie po rusku; wreszcie skończyła, wstrząsnęła się, opuściła głowę na poduszki i pogroziła mi palcem: — Pamiętaj-że doktorze, nikomu... nikomu!.. Uspokoiłem ją jako-tako, dałem jej pić, obudziłem służącą — i wyszedłem.
Tu lekarz znowuż namiętnie zażył tabaki i zamilkł.
— Jednakże — ciągnął po chwili — nazajutrz, wbrew moim przewidywaniom, stan chorej nie polepszył się. Pomyślałem przez chwilę i postanowiłem zostać, chociaż czekali na mnie inni pacyenci... A wiesz pan, tego zaniedbywać nie można, praktyka na tem cierpi.
Lecz, przedewszystkiem, chora znajdowała się istotnie w stanie rozpaczliwym, a po drugie, prawdę mówiąc, miałem dla niej silną sympatyę. Przytem