Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powraca na swoje miejsce, również nieruchomo siedzi do końca egzaminu, a wychodząc wykrzykuje: „to łaźnia, to łamigłówka!“ I spaceruje cały dzień po Moskwie, od czasu do czasu biorąc się za głowę i przeklinając gorzko swój nieszczęsny los. Do książki, ma się rozumieć, nie zagląda — i na drugi dzień powtarza się ta sama historya. Otóż ten to Wojnicyn przyłączył się do mnie. Rozmawialiśmy o Moskwie, o polowaniu...
— Chcesz pan? — szepnął do mnie nagle — zapoznam pana z pierwszym dowcipnisiem tutejszym
— Bądź pan łaskaw.
Wojnicyn przyprowadził mnie do człowieka maleńkiego wzrostu, z wysokim czubem i wąsami w cynamonowym fraku i pstrym krawacie. Jego żółciowe, ruchliwe rysy twarzy rzeczywiście miały w sobie coś rozumnego i złośliwego. Gryzący uśmiech bezustanku krzywił mu wargi. Czarne, przymrużone oczy, wyglądały hardo z pod nierównych rzęs. Obok niego stał obywatel szeroki, miękki, słodki, zezowaty. On naprzód już śmiał się z dowcipów maleńkiego człowieka i aż topniał od tej przyjemności.
Wojnicyn przedstawił mnie złośliwcowi, który się nazywał Piotr Piotrowicz Łupichin. Poznajomiliśmy się.
— A pozwól pan przedstawić sobie mego najlepszego przyjaciela — odezwał się nagle Łupichin ostrym głosem, chwyciwszy słodkiego szlachcica za rękę. — No, nie opierajże się, Kiryło Selifanowiczu — dodał — nikt pana nie ukąsi. Oto — ciągnął, podczas gdy zażenowany Kiryło Selifanowicz kłaniał się tak niezręcznie, jakby mu brzuch odpadał — oto re-