Strona:J. Turgeniew - Z „Zapisek myśliwego”.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jermołaj siedział zwrócony do mnie plecami i dorzucał drzazg do ognia.
— W Żołtuchinej znów pomór na bydło — mówiła młynarka. — U ojca Iwana obie krowy padły... Panie, zmiłuj się nad nami.
— A jakże wasze świnie? — zapytał po chwili milczenia Jermołaj.
— Żyją.
— Moglibyście podarować mi chociaż prosiątko...
Młynarka nic nie odrzekła — westchnęła.
— Z kim jesteście? — spytała.
— Z panem Kostomarowskim.
Jermołaj rzucił do ognia kilka gałązek jodłowych, które zaraz zaczęły trzeszczeć i gęsty biały dym podniósł się do góry.
— Dlaczego twój mąż nie wpuścił nas do izby?
— Boi się.
— Widzisz go! gruby brzuchacz! Gołąbko, Arino Timofiejewno, przynieś ty mi kieliszek wódki!
Młynarka wstała i zniknęła w ciemności, Jermołaj nucił półgłosem.
Arina powróciła z niedużą karafką i kieliszkiem. Jermołaj wstał, przeżegnał się i wypił duszkiem.
— Lubię! — dodał.
Młynarka znów usiadła na szafliku.
— A co, Arino, znów chorujesz?
— Choruję.
— Cóż ci to?
— Kaszel męczy nocami.
— Pan, zdaje się zasnął — rzekł Jermołaj po krótkiem milczeniu. — Ty, Arino, do lekarza nie chodź... gorzej ci będzie.