Strona:J. B. Dziekoński - Sędziwój.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Sądząc z jego fizyognomii, możnaby się domyślać, iż pochodzi ze Wschodu. Te idealnej piękności rysy twarzy, wielkie czarne oczy, włosy, jak heban, ręce delikatne, jak u kobiety, a przytem wprawa w języki wschodnie tyle trudne dla Europejczyków, wszystko to może naprowadzić na domysł, iż się urodził pod gorącem niebem południa.
— Lecz akcent w naszych językach, jakiego żaden mieszkaniec Wschodu nie nabierze, obejście się całe zupełnie nasze...
— A więc — przerwał Bodenstein — to chyba czarownik, nie wiem! Jeśli człowiek ten wolny, to u was widno z dyabłem już bezkarnie można spisywać cyrografy. Muszę ja tego dojść...
— Jeżeli on jest czarownikiem — odezwał się gospodarz z pod Złotego Bociana — to, dalibóg, chyba i to się teraz odmieniło. Za moich młodych lat czarodzieje i czarownice zupełnie inaczej wyglądali. Albo to ja mało ich się napatrzyłem, jak je topili w stawach, po rzekach, albo na stosie palili! — Wszystko było stare, czarne i szpetne, prawie jako sam dyabeł. Ten zaś pan, o którym mowa, ja jego nie bronię, ale przecież on tu u mnie na górze mieszka, to wcale co innego, i każdy się o tem przekonać może. Ja jego nie bronię, ja jego nie znam; aleć on do kościoła chodzi, żaden ubogi jeszcze nie odszedł od niego z próżną ręką; tylu ludzi już uleczył, których nasi lekarze