Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   106   —

miętał także, że wkrótce trzeba będzie silnie i fachowo walczyć za nasze prawa w Petersburgu. W obu sprawach był przecie czynny: dał pomysł seminaryum i wziął udział w deputacyi. Sumienie obywatelskie mógł mieć spokojne.
— Rzuciłem ziarna przyszłego żniwa — tłómaczył się pan Apolinary przed własnem sumieniem.
Zresztą sprawy oświaty jął się bardzo silnie Rokszycki, a gdy ten się czego uczepi, to jak rzep końskiego ogona. Co zaś do działania w Petersburgu, nie udało się jedno, to rozpoczniemy pracę w Dumie.
Nie brak było takich, którzy zwracali oczy na Budzisza, jako na przyszłego posła. Nawet różne stronnictwa oglądały go i oglądały się na niego, jako na glinę pośrednią, z której się lepi elektów kompromisowych. Ale — rzecz dziwna — po podróży do Petersburga Budzisz stracił pierwotny zapał do poselstwa. Skłaniał się bardziej do pozostania w kraju na posterunku wybitnym, do kierowania stąd forpocztami, wysłanemi na Wschód, do roboty na gruncie swojskim zamiast ryzykownych eksperymentów w atmosferze mniej znanej.
— Dobrzeby być posłem, dobrodzieju mój. Ale czyż nie szczytniejsza rola męża, pozostającego w cieniu, nie odznaczonego urzędowym tytułem, a przecie dzierżącego w ręku ster nawy