Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   78   —

i z uśmiechem spojrzał przez okno, jakby mógł jeszcze dostrzec samochód, unoszący do Gdecza — Dosię.
Może już być w Gdeczu. Że zaś przyjechała niespodziewanie, nikt jej nie wita u progu. Ambroży wyjechał do Gdańska, a pani śpi jeszcze zapewne. W każdym razie nie opuściła sypialni i rozpamiętywa ogromne zdarzenie tej nocy. Z pewnością nie trapią jej wyrzuty sumienia; Jan nie zauważył ich nigdy w etapach romansu z Wercią, a tem bardziej tej nocy. Upojona jest pierwszym dosytem pierwszej miłości — tak wyglądała aż do pożegnania i tak jest zapewne w tej chwili.
Przyjazd Dosi wpada w ten nastrój, jako zgrzyt, czy jako przyjemna dywersja? Czy te kuzynki lubią się nawzajem, czy ciężko się godzą z powodu usposobień bardzo rozmaitych? Był to tymczasem szereg zagadek dla Skumina, który z panny Tolibowskiej miał dopiero jedno wrażenie migawkowe, niby kliszę nieodbitą i nierozpoznaną w jasnem świetle.
Ale, jak wszyscy ludzie, uzdolnieni do artyzmu literackiego, umiał on tworzyć intuicyjnie obrazy urojone, lecz przekonywające do swego prawdopodobieństwa. Pogalopował teraz wybujałą myślą do sypialni kobiecej w Gdeczu.
— Pukanie do drzwi tej sypialni. Dają znać pani Radomickiej. — Nie — sama Dosia puka do drzwi; jest na to dostatecznie obcesowa, jak to poznałem po jej nagłej propozycji zabrania mnie zpowrotem do Gdecza. Wercia wpuszcza ją naturalnie do swego pokoju.