Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 204 —

na dobrobytem, skłonna do używania preponderencji w społeczeństwie, do protegowania i naczelnictwa, ale zdrowy instynkt obywatelski nakazywał mu także cenić każdą osobistość użyteczną dla sprawy ogólnej, szanować dobrą wolę cudzą, choćby niezupełnie zgodną z jego dążeniami. — I z ostatniej podróży do Lublina przywiózł sobie nową podnietę do ścisłego zbratania się ze wszystkimi rodakami, pracującymi dla przyszłości ojczyzny, bez względu na sfery, partje i koterje.
— Taki doktór Czemski — opowiadał z zapałem na obiedzie u pani Obichowskiej — to luminarz prowincjonalny, moi drodzy. Rozum tęgi, jeszcze tęższa gęba; kultura ogromna — ma zbiory muzealne, własny dom tak postawiony, że mu się przed oknami cały Lublin pod stopki ściele. W poczekalni tłumy! — ledwiem się przecisnął. Lekarz sławny od Uralu aż po Atlantyk. A jak gada o sprawach krajowych, dość wam powiedzieć, żem ja ledwie języka w gębie nie zapomniał. Zawarłem z nim przymierze.
Pan Józef koloryzował trochę jaskrawo, ale w najlepszym zamiarze: zwalczyć chciał wyraźne uprzedzenia pani Rozalji.
— Jednak to ludzie nie z naszego towarzystwa — mówiła dama.
— Szlachta, siostruniu! ni mniej, ni więcej, tylko Nałęcze — jak Małachowscy! Ojciec Tom asza był naczelnikiem partji w powstaniu, a dziad pułkownikiem i przyjacielem księcia Józefa Poniatowskiego.
— Skądże te wiadomości, o których nikt nigdy nie słyszał?