Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stary mniej gadatliwy, bojaźliwszy, gdy Jacek usiadł przysunął się do niego i po głowie głaskać począł, wyrywając ręce czarne i namulone, gdy ten mu je chciał całować.
Pod wrażeniem wielkiego uczucia niemy siedział Zadorski, podparty na stole, oczyma chodząc to za kobietą, która się już krzątała po izbie, to za uśmiechającym mu się starym.
— Jacku kochanie, Maryś ty życie moje — szepnął stary — jakby chłopiec wszedł albo Paraska, zmiłujcie się nie zdradźcie się. Jak co zwąchają, pójdzie z tego gadanie, zgubim siebie i jego...
— A już ty mnie nie ucz stary, nie pierwszy to raz — odparła kobieta — byleś ty sam się nie zdradził! Bo, choć w kącie staniesz, to takie na niego oczy robisz, jakbyś go zjeść chciał.
— A juścibym go zjadł! — zamruczał stary wesoło i usta sobie zatulił.
Za drzwiami szelest posłyszano i stary natychmiast cofnął się ku piecowi, weszła owa Paraska, rozglądając się po izbie i przybyłym.
Stara Maryś nie dała jej długo patrzeć, wyprowadziła zaraz do sieni.
— Ot bieda! — westchnęła szepcząc jej na ucho. Znajomy szlachcic zabłąkał się, nie ma rady tylko go musiemy na noc przyjąć. Co ja jemu dam!
Narada z Paraską cicha — odwiodła uwagę jej od przybysza. Wyprawiona do spiżarenki po zapasy, nie miała czasu już podsłuchiwać i podglądać.
Lecz ledwie się jej zbyto, zajrzał chłopiec, pytając co ma z koniem robić, z czego korzystając Jacek sam poszedł go w stajni postawić.
Czarny Burek zdrajca, włóczył się tak za nim, że chłopiec znając złe psisko, wydziwić się nie mógł!
— Co za dziw — rzekł Zadorski — ja mam takie ziele, że za mną wszystkie psy chodzą.
Ponieważ potem nieustannie Paraska i chłopiec do izby zaglądali, musieli więc oboje starzy i Jacek tak mówić z sobą, jakby obcy byli. Okazywano gościo-