Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Coś ci ostatnie polowanie na humor nie posłużyło — odezwał się, chrząkając znacząco Koniuszy. — Chodzisz jak przybity.
— Ja!
— A któż? panna Rejentówna Klaryssa pytała mnie o acana, czemu wieczorami do niej nie uczęszczasz na konwersacyę? Hm! I ta na waszeci patrzy miłem okiem, tylko to — tłusty połeć, (po cichu grubijańsko dodał) nieco odleżały.
Uśmiechnął się i skrzywił pan Jacek.
— Hm! i ten ci nie do smaku? — spytał Koniuszy.
Ramionami ruszył Jacek, z resztek chleba kręcił gałki i toczył je po stole zamyślony.
— A to acan wiesz — dołożył stary — że w Łowczance od lat sześciu kocha się zapamiętale Ksawerek Wysocki, i poprzysiągł, słyszę, że nikomu do niej dostąpić nie da, a dwu już podobno obciął.
— No, to co? — zapytał obojętnie Zadorski.
— Pytam tylko, czy się go nie obawiasz?
Zadorski się rozśmiał.
— Ani mi on w głowie! — rzekł. — Rąbie się dobrze i jak się napije, do oczów skacze, ale to tam!!
Gałką cisnął o stół i wstał z ławy. Koniuszy nań popatrzył i ruszył się także.
— No, nie pójdziemy do starszej panny?
— A ja tam po co?
Żachnął się na tę odpowiedź stary, a potem ręce obie położywszy na ramionach Jackowi, popatrzył mu w oczy długo.
— Jacku, kochanie! z ciebie chyba nigdy człowiek nie będzie! — rzekł. Mam że ci ja to mówić, że się na polityce światowej wcale nie znasz. No! panny Rejentównej możesz nie chcieć, to się rozumie, choć dla chudego pachołka to gratka wielka! ale i nie mając serca, gdybyś się akomodował, grzecznym był, skorzystałbyś. Ma do ciebie słabość, szepnęłaby księżnie, księżna by słowo rzekła Strażnikowi, drugi konik i coś lenungu by przypłynęło!