Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Powiadają! — zaprotestował jakoś podrażniony Zadorski. Ludziom aby gadać, mnie się o tem nie śniło! Łaski! jakie tam łaski! Ludzie zacni i dobrzy, przyjmują w domu wszystkich gościnnie, więc i mnie, choć chudego pachołka. Z Łowczym w warcaby gram, (rozśmiał się) i tyle wszystkiego.
— No — to i dobrze! — zawołał Koniuszy — byleś z panną też w jaką grę się nie puścił, jeżeli się żenić nie myślisz, jak powiadasz, gra nie była niebezpieczna. Basia, to śliczna i rezolutna, ale bodaj żeby na tę Barbarkę w przysłowiu, nie wyrosła! Śmiało patrzy, mówi śmiało, z oczów jej widać, że jej lada co strachu nie napędzi, a jak pokocha — to nie popuści!!
Jacek się słuchając uśmiechał, ale nie wesoło...
Była chwilka milczenia.
— Powiedz-że ty mnie, bom ja się o to ciebie nigdy nie pytał — odezwał się Drobisz — masz ty rodzinę? gdzie zkąd się wiedziesz? Nic nie wiem.
Pytanie to, choć nie dał po sobie widocznie poznać Jacek, zdawało się go mocno mięszać.
Zamilkł patrząc w ziemię.
— Sierota jestem — rzekł po chwili — sierota — rodziny nie mam. Wychowałem się w Bialskiej akademii, gdziem szkoły skończył łaską dobrodziejów...
Gdy to mówił, rumieniec go oblewał i Koniuszy postrzegłszy, że mu zrobił przykrość, zaraz ją chciał naprawić.
— Ale to ci nie ujmuje! bynajmniej — począł. Mało to szlachty ubogiej na ludzi wychodzi! Zadorscy, Zadory — jam to o nich słyszał tu i owdzie, z którychże to jesteś?
Zakłopotanie pana Jacka coraz się stawało większem, odpowiedź dusić się go zdawała.
— A! mój panie Koniuszy — odezwał się jąkając — albo ja tam dobrze wiem o mojej familii — papiery poprzepadały, krewni pomarli, tyle tylko wiem żem Zadora.
— No, to i na tem dosyć — rzekł stary, nie zada ci przecie nikt żeś nie szlachcic, bo to się u nas nie dzie-