Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więc nie czujesz, żeś nam tym swoim upadkiem uczyniła srom wszystkim. Nietylko rodzinie, ale całemu szlacheckiemu plemieniowi naszemu... Postawiłaś siebie i nas na równej stopie z francuzkiemi, włoskiemi i niemieckiemi tancerkami i śpiewaczkami. Możesz sobie być księżną Cieszyńską, ale żadna szlachcianka polska, nie poda jej ręki... Dla tego ani żona moja, ani córki, nie wyjdą do niej.
Wyrazy te wyrzekł starosta z okrucieństwem niemal i księżna z początku zdawała się przybitą niemi, na pół żywą, ale gniew ją ogarnął i rozbudził do życia... Obejrzała się pogardliwie po próżnej sali.
— Taka więc dziś gościnność w Polsce — odezwała się z goryczą, po krótkim namyśle — że się dla jakichś politycznych względów, kobiecie odmawia... przyjęcia...
— Księżna się mylisz — rzekł starosta — nie o politykę tu idzie, Bóg z nią! chodzi o pogwałcone prawa kościelne i urąganie się z moralności.
— Wypowiadacie już posłuszeństwo królowi — ciągnęła dalej ks. Cieszyńska, nie zważając na to co mówił Górski — chcecie zawiązać rokosz...
— O tem ja z kobietami mówić nie mam zwyczaju — odezwał się starosta — i odpowiadać nie będę.
Usiłując przedłużyć choć cokolwiek pobyt swój w nadziei, że sromotnie w obec mnóstwa zgromadzonych nie będzie odprawioną, księżna się obejrzała szukając krzesła.
— Dajcież mi choć odetchnąć! — odparła dumnie, rzucając się w krzesło.
Gniew, wzruszenie łzy jej wycisnęły, ale na rozpalonych powiekach zaledwie się ukazały, nikły zostawując tylko po sobie plamy jak od oparzenia.
Górski stał nic nie odpowiadając... W sąsiednich pokojach gromadnie zebrana szlachta głośno mruczała i pokrzykiwała. Pusta salka ta, obok ludzi, którzy z posłannicą króla niechcieli ani przełamać chleba,