Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najpoufalszych, mało go kto mógł zrozumieć. Wśród najgroźniejszych niebezpieczeństw, najstraszniejszych zawikłań i zaburzeń w kraju, gdy sądzić było można, iż całą duszą i całą siłą odda się ratowaniu siebie i kraju, August zabawiał się, okazywał dumnie obojętnym na klęski, lekceważąco traktował najważniejsze sprawy. Ztąd niektórzy go mieli za wielkiego polityka, gdy najpospolitszy egoizm, nie rachujący się z jutrem, władał nim i był pobudką czynności. Zdawał się na swych posługaczów, w Polsce na Przebędowskiego, w Saksonji na Fürstenberga i Fleminga. Zresztą, czyż los sam nie powinien był, zawiódłszy go chwilowo, natychmiast dźwignąć z tej matni.
Jak owi Cezarowie starego Rzymu, jak prototyp Ludwika IV, August się miał za istotę wyjątkową, której wszystko było wolno, którą bogowie i fata musiały bronić.
W walce tej z Karolem XII, im się ona dalej i nieszczęśliwiej ciągnęła, tem obojętniej patrzył na nią, pewnym będąc, że odzyszcze co utracił. Jak? o to się los powinien troskać. W najszczęśliwszych godzinach zdawał się tylko chcieć dowieść, że nieszczęście dotknąć go nie mogło.
Daleko silniej odczuwali to ludzie otaczający króla, bo upadek jego był ich ruiną.
Lubomirska dotąd będąca w łaskach, ze wszystkich ulubienic najszczodrzej obdarzona, bo też najwięcej poświęciła, choć nie kochała króla, zalewała się łzami, przewidując i trwożąc się, że zostanie tak zaniedbaną jak Aurora.
Wrócić do polskiego towarzystwa, do stosunków familijnych, oprócz jednych Towiańskich i Prymasa, nie miała widoku, ani nadziei. Lubomirscy, spokrewnieni nawet z nią samą, ze starej szlachty polskiej, której cześć była nad wszystko droższą, nie dopuszczali jej na oczy. Ofiarowała się im pomagać, wyrabiać u Augusta urzędy i starostwa, wzdragali się od niej cokolwiekbądź przyjąć.