Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby go masztalerz prowadził w ręku. Dobrano najsilniejszego hajduka. Król ani się sprzeciwiał, ani się zdawał wiedzieć, co się z nim działo.
Po szalonym tym biegu pochód z powrotem szedł noga za nogą. August nawet wodzów nie brał w ręce. Koń, którego konwulsyjnie czasem ściskał kolanami, stawał i dyszał. Następowała folga i stąpał dalej.
Tak doszli do lasku i naostatek do pałacyku na Bielanach już o mroku.
Tu, co było gości, pomnożonych świeżo przybyłemi z Warszawy, wszyscy stali w podwórzu, w trwożnem oczekiwaniu powrotu, a widok króla powitano z radością. Krew tylko, którą był zbroczony, z początku wznieciła przestrach, ale służba ją wytłumaczyła.
Król dał się tak podprowadzić do ganku, skoczył z siodła i z Constantinim i z Hoffmannem wszedł do swej sypialni.
W pokojach czekali wszyscy.
Księżna Cieszyńska przez cały ten czas trzeźwiona, płakała, omdlewała, rzucała się bezprzytomna, aż król powrócił. Chciała natychmiast biedz do niego, Constantini nie dopuścił.
Gdy się to działo, siedzącemu na łóżku Augustowi, Pflug czytał listy i raporty Fleminga, a zgrzytanie zębami towarzyszyło cichemu szeptowi jego.
Ani słowem nie przerwał czytania król. Skończone już było i niemiec miał rozpocząć kondolencje i pociechy, gdy zmarszczony pan nakazał mu milczenie. U wezgłowia stał doktór.
Wtem obejrzawszy się dokoła, głosem stłumionym August zażądał wina.
Doktór chciał się sprzeciwić, ale groźny wzrok króla nie dozwolił mu ust otworzyć.
— Wina! — powtórzył po raz drugi.
Constantini, który skinienie jego każde rozumiał, rozbierać go i odziewać począł. Zwolna wszystko się nim uśmierzało i uspokajało. Dwa ogromne kieli-