Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 01.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zazdrościć. Po co nam cisnąć się do dworu? Szanuję ja i czczę naszego pana Kurfirsta, ale mi się zdaje, że nam, ludziom kupieckiego stanu, napierać się na zamek, do panów, niebezpieczna rzecz. Więcej się tam naraża niż zyskuje. Myśmy do tego nie stworzeni.
Ojciec twój, moje dziecko, pilnował handlu swojego, dozierał miary i wagi, starał się o towar świeży, ale do dworu nie cisnął się, rad go nawet unikał. Po co ty masz nowych dróg szukać?
Staruszka zamilczała chwilę wpatrując się w syna, który zadumany nic jej nie odpowiedział: a potem ciągnęła dalej.
— Ja się Kurfirsta obawiam; nie dla tego, że podkowy łamie jak sucharki, srebrne kubki gniecie, jak papier w garści i koniom jednym zamachem łby ścina, ale że dla niego ludzie są narzędziami tylko, których ów nie pożałuje... Wolno mu pewnie więcej niż innym, my w jego czynności wdawać się nie mamy prawa, ale młodość z niego jeszcze nie wykipiała...
Musiałeś słyszeć, co dokazuje po jarmarkach w Lipsku, na wodach, w Karolowych warach, ile za sobą miłośnic wozi, jak sypie pieniędzmi, przepych i zbytki lubi, jakiemi się ludźmi otacza, jak się z niemi obchodzi, gdy mu się sprzeciwią, lub naprzykrzą. Z tych, co nie dawno bawili z nim na zamku, nie jeden dziś w Königsteinie. Po cóż dostatniemu, spokojnemu, jak ty człowiekowi, narażać się, gdy zysk niepewny, a strata i życia i swobody nie kosztować?
Westchnęła pani Marta. Syn ją w ramię pocałował.
Posłnchajcież mnie, matnś — odezwał się — bo ja też, choć nie sam, to przez ludzi znam Kurfirsta, lepiej, niż ty z plotek miejskich. Prawda to, że płochy jest, krew w nim gorąca i niczego sobie nie odmawia, ale właśnie takiemu panu służyć pilno, kiedy mu sie czego zachce, w dobrą godzinę najwięcej zarobić można.