Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Paweł zaczynał dopiero życie, gdy swego starego w łóżku złożył. Tak się i tego dnia stało.
Nazajutrz rano o godzinie do wstania przeznaczonéj — Paweł przysunął się do łóżka chrząkając. Na ten znak zwykł był prałat się budzić i żegnać. Tym razem jednak zasnął znać za twardo i Paweł odchrząknął raz i drugi napróżno.... Ośmielił się nawet przybliżyć do śpiącego i znalazł twarz nadzwyczaj bladą. Z lekka go ujął za rękę — wydała mu się nadto chłodną....
Ks. prałat — nie żył....
Biedny Paweł wybiegł przerażony na dół do ks. Strużki.
— Księże kanoniku... mój dobry pan — mój złoty — mój drogi prałat....
Strużka stanął oniemiały.
— Ks. prałat nie żyje.
— To nie może być — krzyknął biegnąc kanonik — to być nie może.
Chłopca posłano po lekarza... obadwa wbiegli na górę. — Prałat jakby uśpiony, uśmiechnięty, z wyrazem łagodnym na twarzy — zimny już był i nie dawał życia znaku.
Wkrótce z sąsiedztwa wezwany lekarz nadbiegł także. — Obejrzenie ciała przekonało, iż śmierć około północy jeszcze nastąpić musiała od silnego uderzenia krwi do głowy.
Można sobie wystawić rozpacz ks. Strużki, który wczoraj przyjęcia depozytu odmówił. Zostawała wprawdzie słaba nadzieja, iż się o niego u spadkobierców dopomnieć będzie można... ale ks. Strużka właściwie sam nie wiedział, czego od nich miał żądać, a świadków nie mógł żadnych postawić na to, iż istotnie depozyt mu był przeznaczonym.
Tegoż dnia ciało wyniesione zostało a pokoje, papiery i wszelka ruchomość opieczętowana. Ks. Jeremi jedynym po sobie spadkobiercą miał młodszego brata, właściciela małéj wioseczki w Galicji, któremu natychmiast znać dano. Był to dymisjonowany oficer z 1831,