Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale trzeba rzecz zręcznie naprowadzić, jak gdyby sama z siebie przyszła.
Rozmowa poczęła się obojętnie. — Prezes był wesół i uprzejmy — mówiono o dawnych czasach, o wieku, o starości....
— Otóż to — odezwał się prezes — jak to pięknie, przykładnie spędzone życie wypłaca się miłą, zdrową, czerstwą starością. Pan dobrodziej jesteś tego najlepszym przykładem. Wszystkie zachowałeś władze i taką młodzieńczą świeżość ducha... ja panu zazdroszczę....
— A! mości prezesie dobrodzieju — dalipan, nie ma czego — westchnął profesor. Natura dała człowiekowi to władz jego osłabienie w dobroczynnym celu, ażeby mu zgon uczynić mniéj bolesnym. Traci się pamięć, zmysły, żywość wrażeń i powoli, stopniowo przechodzi w ten stan spoczynku, po za którym... królestwo śmierci i rzeczy zagadkowych.
Prezes spojrzał, widocznie mu się zagadkowe rzeczy jako dowodzące sceptycyzmu nie podobały.
— Kochany profesor żyć nam będziesz więc bardzo długo, boś jeszcze przy wszystkich, dzięki Bogu, władzach i w sile.
— Tak, po troszę coś mi zostało — rzekł stary — najbardziéj się cieszę, że mi Pan Bóg pamięć zachował, bo utrata jéj byłaby dla mnie najprzykrzejszą. Czy uwierzy pan prezes, że ja moich dawnych uczniów wszystkich, ale to wszystkich, tak pamiętam z twarzy, mowy, miny, jakbym ich widział wczoraj.
Doktorowa znać niespokojona o rozmowę, przysunęła się w téj chwili do stolika, lecz prezes poprosił ją, żeby żonie pomogła przy gościach. Rada nie rada, rzuciwszy wejrzenie na starego, oddaliła się ociągając.
— Ja takiéj pamięci nie mam — dodał prezes.
— Ale — choć może nie w miejscu, lecz w związku z tą moją pamięcią, która jest razem pociechą i utrapieniem mojém — wszak ci to w domu i pod opieką pani prezesowéj matki wychował się niejaki Teodor Murmiński....
Profesor mówił zwolna i chłodno, patrząc w oczy