Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wymagam od pana, abyś się wyrzekł swych demokratycznych idei — dodał prezes, lecz zwracam jego uwagę, że ś. p. prezesowa sama musiała te rzeczy tak widzieć jak ja... jeśli swego drugiego małżeństwa — nie wchodzę w jakich warunkach zawartego, nie ogłaszała — taiła się z niém.
— Uległa natrętnym prośbom rodziny — odpowiedział Teodor — lecz najlepszym dowodem, iż téj słabości wstydziła się, jest to, że testament, który mam w ręku, ostatnia jéj wola, ostatnie pismo do mnie — nosi nazwisko mego ojca...
Prezes zaciął usta — drzał. —
— Pan masz te wolę ostatnią? spytał.
— Odebrałem ją...
— Jakże ona pana doszła...?
— Sadzę, iż pan byłeś o tém uwiadomiony przez profesora...
— Mogę spytać, co panu zostawiła pani prezesowa?
Teodor wymienił sumę odebraną.
— Masz więc pan zapewnioną przyszłość — mówił prezes daléj — a godziż się, byś przez wdzięczność dla kobiety, któréj winieneś wszystko, karał i mścił się na jéj rodzinie?
Nie przywięzujesz pan żadnéj wagi do stosunków i nazwiska, dla czegóż byś miał opierać się przy tém, by pochodzenia dowodzić, które mu jest obojętném?? Na cienie téj kobiety, na jego miłość dla niéj zaklinam pana... wyrzecz się pan...
— Wierz mi pan — usiłując utrzymać spokój — odezwał się Teodor — iż nie ma, czegobym dla matki nie uczynił — nie rozumiem jednak, by ona mi się wyprzeć siebie kazała. Dla rodziny zaś, która mnie prześladowała, która mi od kolebki dała uczuć tylko nienawiść i wzgardę — przez którą życie moje zostało zwichnięte — zatrute — nie mam najmniejszych obowiązków. — Mogę się wyrzec zemsty — nie czuję się powinnym do ofiary. —
— W imię matki — na pamięć jéj! powtórzył prezes — zbliżając się.