Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiele, ale patrzały chciwie — bo istotnie widoki były prześliczne, a Kalisko nawet widziane ztąd tworzyło wcale ładny punkt, na którym oko się mile zatrzymywało...
Droga, którą te panie szły z baronem wiodła około domku owego tajemniczego a nieszczęśliwego rodaka... ale Opern zapewniał, że dziki jego przyjaciel zobaczywszy obcych uciecze pewnie i schowa się w najciemniejszy kąt ogrodu...
Domek malutki, wśród starych olch — z ganeczkiem osłonionym pnącémi się roślinami, stał bardzo wdzięcznie ukryty w cieniu... Drożyna zawracała się tu nagle i tworzyła kąt, tak że przybywających wcale widać nie było, i temu zapewnie winny były panie, iż zapowiedzianego samotnika zastały nad stolikiem z książkami w ganku...
Usłyszawszy chód podniósł głowę i — zdziwiony stanął jak osłupiały...
Baron Opern jeszcze bardziéj zdumieć się musiał, bo doktorowa krzyknęła aż — pan Teodor!
Tola podniosła oczy drgnąwszy na to imię. Był to w istocie Murmiński, lecz znowu zmieniony wielce. Nie był to ani ten młodzieniec pełen zapału jakim go znała Tola przed laty, ani ten rozdrażniony i zbolały szaleniec, z którym się spotkała u doktorowéj, ale mężczyzna smutny, uspokojony, zrezygnowany...
Na widok tych pań, podniósł się z ławki, jakby chciał uciekać, popatrzał na Tolę i twarz mu oblał rumieniec... Baron Opern to na niego, to na gości patrzał nie wiedząc co to ma znaczyć.
— Prawdziwy cud, żeśmy tu na pana trafiły... chyba nas opatrzność i przeczucie prowadziło — zawołała szybko doktorowa... Wszyscy pańscy przyjaciele szukają go po świecie... Skryłeś się umyślnie, aby ich niepokojem nabawić!
Teodor zszedł powoli ze wschodów ganka... uspokojony już i uśmiechnięty łagodnie.
— Prawdziwie, rzekł, żem na to współczucie nie zasłużył... Ale wartoż mnie szukać... i po co mnie ztąd wyciągać?