Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z trzeciego piętra...?
— Nie widziałam go.
— Dawno tu stoisz...
— Może godzinę, może więcéj...
Nie było więc w domu Murmińskiego...
Dla sprawdzenia téj wieści poszedł profesor na trzecie piętro i tam nie znalazł nikogo. Gonić za nim po mieście nie na wieleby się przydało. Kudełka osądził, że najlepiéj zrobi, oczekując na niego przed domem, zaczął się więc przechadzać niecierpliwie... Ale zmrok padł, a Murmińskiego nie było... Niepokoju profesora trudno odmalować. — Ścisnęło mu się serce przeczuciem jakiémś, co gorzéj miał sobie poniekąd do wyrzucenia, że mógł być nieszczęścia przyczyną, przez nierozważne dozwolenie na to, żeby go na obiad wyciągnięto...
Późno w noc profesor chodził jeszcze, choć ledwie się na ]drzących nogach mógł utrzymać. — Gdy drzwi kamienicy zamykać miano, wcisnął się do domu chory, zbiedzony, prawie w rozpaczy. Rzucił się tak na łóżko i usnąć nie mógł nasłuchując ciągle, czy kto nie zadzwoni. Lecz noc ta bezsenna, długa, spłynęła aż nadto spokojnie.
O białym dniu Kudełka mimo kropiącego deszczu wybrał się na daremne poszukiwania Teodora, którego śladu nigdzie wynaleść nie mógł. Około dziesiątéj z tym swoim żalem i trwogą poszedł do doktorowéj. Z twarzy jego poznała zaraz gospodyni, że jéj coś złego przynosił.
— Znikł! rzekł nie witając się nawet profesor — niema go — może sobie życie odebrał...
Załamała ręce kobiéta.
W jednéj chwili zarządzono jak najściślejsze w miasteczku i okolicy poszukiwania. — Kudełka poszedł do radzcy, któremu zwierzył się ze swego niepokoju, ruszono policję, ze swéj strony doktorowa najęła kilku żydków nawykłych do podobnego szpiegowania dłużników. — Wszystko to jednak żadnego nie przyniosło skutku. Murminski, wprost wyszedłszy od dokto-