Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bliżéj przypatrzeć. — Murmiński wymykał się przodem aby znajomości i rozmów uniknąć.
Nareszcie weszli w bramę i do pokojów ukwieconych poczciwéj doktorowéj, która ich przyjęła serdeczném podziękowaniem. Murmiński był dziwnie milczący. — Nie można go było i u stołu rozgadać, jakby roztargniony, zapominał się, myślał o czém inném, zdawało się, że postanowił być kwaśnym, aby go drugi raz nie proszono. Doktorowa mówiła żywo, wiele, zaczepiała o różne przedmioty; pozostał tak ostygłym jak przyszedł. Co najwięcéj — pół słowem krótkiém zbył odpowiedź. — Roztargnieniu temu winien był może, iż dozwolił gospodyni dolewać sobie wina bez miary, i pił go więcéj, niż wszyscy. Lecz wino to nie wywierało nań najmniejszego skutku... Patrzał osowiałemi oczyma, po kwiatkach, po suficie, na obraz, duszą i sercem był gdzieś indziéj.
Po obiedzie podano kawę. Im bardziéj zbliżała się chwila stanowcza, tém doktorowa widocznie była niespokojniéjszą, — żałowała już może, że do téj sceny rozczarowania i bolesnego dramatu pomoc swą ofiarowała. — Lecz spotkanie było już nieuniknione...
Murmiński stał nad rozkwitłemi liliami wpatrując się w ich świeże kielichy, których przepyszne tkaniny król Salomon podziwiał — gdy w pierwszym pokoju dał się słyszeć chód i powiała suknia kobieca...
Zdaje się, że po latach wielu, poznał czy przeczuł tę kobietę — gdyż nagle podniósł głowę i zdrętwiał nieruchomy. — Potém gniewnym wzrokiem rzucił na doktorową i... nie ruszył się krokiem...
Tola wchodziła blada, milcząca, usiłując próżno być obojętną.
— Przepraszam — rzekła głosem drzącym — przepraszam moją panią, że tak przebojem tu wchodzę — chciałam się pożegnać. —
Oczy jéj spotkały się w téj chwili z oczyma Murmińskiego, który wejrzenie wytrzymał, żaden muskuł nie drgnął na jego twarzy. — Miał czas w mrugnięciu oka przygotować się do tego bolesnego spotkania... Gniew na doktorową, która go wystawiła na taką próbę,