Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   354   —

Nagle staje się cud. Z obawy panowania francuzkiego i zmiany formy rządu, o którą stronnictwo francuzkie posądzano — wszyscy niemal przerzucają się na stronę austryacką.
Z kandydatem francuzkim trzymają tylko możni: prymas Prażmowski, hetman Sobieski, większość dygnitarzy i panów, po prostu ujętych francuzkiem złotem lub świetnemi obietnicami. Stronnictwo to już zdaje się brać górę; ale szlachta, raz powziąwszy nienawiść do Francuza, którego królowa i król Polsce narzucić chcieli, aby swobody ukrócić, wreszcie i przeciwko panom się zrywa, grożąc im rozsiekaniem.
Kandydat Neuburczyk, Lotaryńczyk, a nawet i car moskiewski są na spisie pretendentów. Szlachta na żadnego z nich zgodzić się nie chce, posądzając senatorów, nie bez przyczyny, o przekupstwo.
Istny przypadek nastręcza tłumowi przybyłego skromnie w kilka koni na elekcyę, niepokaźnie stojącego wśrod szlachty województwa Sandomierskiego — Michała Korybuta Wiśniowieckiego.
Był to syn Jeremiego, wielkiego wodza i miłośnika ojczyzny — człowiek młody, niepokaźny, stosunkowo zubożały, któremu nigdy, równie jak jego rodzinie, przez głowę nawet przejść nie mogło, aby kiedykolwiek panował. Każdy z kandydatów do korony coś mógł ofiarować Rzeczypospolitej — on wcale nic, oprócz własnej osoby i życia.
Za tym Piastem, najprzód przez Sandomierzan okrzykniętym, kilka województw zaraz się oświadczyło.
Że był ubogim, równym niemal szlachcie, która go wybierała, w chwili rozdraźnienia mówiło to raczej za nim, niż przeciwko niemu.
Młody książę Michał przyjął to z razu jako żart, a gdy okrzyki się powtarzały, błagać począł i prosić, by mu ten kielich odjęto.
Wszyscy panowie, nie wyjmując najbliższych jego krewnych po matce, Zamojskich (matką jego była Gryzelda Zamojska), zaprotestowali przeciw obiorowi, prymas się oburzył, inni wierzyć nie chcieli. Tymczasem szlachta, z niesłychaną gwałtownością, z jednomyślnością zapalczywą, namiętną, domagała się tego swojego elekta, a groziła senatorom tak, iż się już opierać nie mogli. Stało się, czego nikt przewidywać nie mógł.
Można sobie wyobrazić złość, gniew, oburzenie tych, którym elekcya niespodziana, przypadkowa wyrwała z rąk owoc długich zabiegów, — ludzi, którym się zdawało, że oni jedni mieli prawo tronem rozporządzać. Prymas, hetman, podskarbi, podkanclerzy zdrętwieli; a gwałtownego cha-