Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wielki świat małego miasteczka 01.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
( 153 )

czony! rzekł Bomba spoglądając na mnie — jak z palca wyłamał! Oj nie umrzesz ty braciszku swoją śmiercią; co rano dośpieje, to rano zwiędnieje.
— Czy znowu Jegomość rezonujesz z moim synem — przerwała wchodząc pani Maciejowa, przeszkadzasz mu się tylko uczyć. Ależ bo to i te professory, to i za grosz nie mają nad chłopcem litości; on już i tak mało nie oślepnie nad tymi szpargałami, a oni gnają i gnają. Otóż i kawa — ale śmietanka pożal się Boże nie bardzo osobliwa. Druga kawiarka toby może chwaliła, jak naprzykład ta, pod Żołędziem, ale ja to sobie zawsze