Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   94   —

fać wiernemu mieszczaństwu swojemu, które go nigdy nie odstąpi...
Król Stanisław, którego twarz wydała mi się dziwnie zestarzałą i jakby zdrętwiałą od bólu, wyszedł w szlafroku... milczący, oglądając się, napróżno usiłując okazać panem siebie.
Przemówienie Kilińskiego proste bardzo ale gorące, bo to był człowiek serdeczny, poruszyło króla, wymówił kilka wyrazów podzięki, pomięszany, oglądając się, słuchając jakby... Pod powiekami czuć było wstrzymywane łzy.
W téj chwili zapomniałem win i błędów tego panowania, człowieka szczerze mi żal było. Gdy się to przyjęcie skończyło, odetchnąwszy jakby po ciężkiéj pracy, król szybko odszedł do gabinetu.
Wyszliśmy z pokojów z Kilińskim i miałem z nim razem zajmować się już tą gwardyą bezpieczeństwa, gdy niespodzianie po raz pierwszy spostrzegłem wojewodę Niesiołowskiego. Nie wiedziałem nawet o pobycie jego w Warszawie a tém mniéj o tém, że go do sądów naznaczono.
Niesiołowski poznał mnie.
— Syruć — zawołał — ja ciebie szukam od dawna i dobadać się nie mogę... na miłość Boga, potrzebuję cię... gdzieś był?
Opowiedziałem mu, żem do Kościuszki był wysłany. Musiałem tedy pożegnać Kilińskiego a siąść z wojewodą, który z zamku do domu jechał. Przez całą drogę chmurny był i milczący. Spytał mnie o Kościuszkę i nie wiem, czy moją odpowiedź posłyszał, bo się znowu cały w myślach zatopił.
Nareszcie powóz zatrzymał się przed pałacem, weszliśmy z nim do pokojów.
O moich losach w pierwszych dniach kwietnia wojewoda był uwiadomiony, nie potrzebowałem mu się spowiadać... Znałem ja go jako gorącego patryotę, znalazłem w téj chwili dziwnie znękanym i zafrasowanym obrotem sprawy.
— Siadaj, Syruć — rzekł — mam tyle na sercu, że mi się wygadać potrzeba...
Człowiek głowę traci i nie wie, co czynić.