Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   92   —

dzieć, że ono wpłynęło na całe życie moje. Z tą gorącą miłością młodzieńczą gdybym był trafił na inną, mógłbym sam płochym się stać — ona mnie uczyniła człowiekiem i z młodzieńca mężczyzną...
Tego dnia nie poszedłem do domu, nie chciałem się spotykać z nikim, ani mówić ani szukać rozrywki, pobiegłem nad brzeg Wisły, unikając ludzi i w najbrudniejszych kątach, na stosach drzewa nad wybrzeżem siadłszy spędziłem wieczór cały. Moje własne nieszczęście, któregom się i wyznać i okazać wstydził, więcéj mnie obchodziło nad wszystko... Miasto huczało tam za mną, dzwony biły na Anioł pański, słońce zachodziło... nie widziałem i nie słyszałem nic... byłem osłupiały... Nadeszła noc i chłód dopiéro a dreszcz mnie rozbudził. Potrzeba było iść do domu...
Dostawszy się na Krakowskie przedmieście usłyszałem huczenie i wrzenie tłumów dobrze mi już znane... Był to właśnie pamiętny ten wieczór siedmnastego czerwca...
Na Krakowskiém poznałem, co się święci; wzburzenie było daleko sroższe i straszniejsze niż w maju, owego wieczora po przejażdżce króla...
Przewidując, na co się zanosi, nie chciałem drugi raz być świadkiem scen podobnych — uciekłem co prędzéj do domu... Nie dochodząc nawet do Mańkiewiczów, zamknąłem się w mojém mieszkaniu...
Ale tu nie mogłem téż znaleźć spoczynku.
Z miasta niemal przez noc całą dochodziły mnie okrutne wrzaski i huk spiesznie latających po mieście powozów i konnych. Nad rankiem znużony, zaledwie mogłem się zdrzemać. Nie wiem, jak długo spałem, gdy mnie stukanie do drzwi obudziło — był biały dzień, służący dziada wołał mnie, abym zszedł na dół.
Znalazłem tu parę osób przerażonych... nie wiedziałem o niczém. Od szambelana dopiero, który głos niemal postradał, dowiedziałem się o wypadkach dnia i nocy. Jedenaście szubienic stało po mieście, a na nich sam lud bez sądu pochwytanych wieszał winnych i niewinnych. Pijana garść podżeganych zbrodniczo ludzi, prawdziwy motłoch, który się znajdzie w złą godzinę w każdéj stolicy, puścił sobie cugle, buntując