Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   83   —

prawdziwie spartańskiéj uczty. Chleb był razowy... Zupę przyniesiono w wazce otłuczonéj, potém polską sztukamięsę białą, pieczyste i naleśniki. Na deser znalazły się przysłane przez kogoś poziomki. Wypiliśmy po kieliszku wina, podano wreszcie czarną kawę.
Rozmowa przy stole toczyła się ciągle niemal o Prusakach, o ich wiarołomstwie i o losie Warszawy. O królu nie mówiono prawie. W ciągu całéj téj wojny oddawano mu wprawdzie wszystkie honory należne dostojności królewskiéj, ale od wszystkiego odsunięto go, czynnie nie dopuszczono do niczego, nie mając w nim zaufania. Król próbował czasem wywierać wpływ pewien i w końcu utworzył sobie kółko, które rozmaitemi drogami usiłowało działać na Naczelnika, — na rząd. — Zawsze jednak działanie to nie śmiałe, słabe nie mogło mieć wielkiego znaczenia.
Spodziewano się tu jeszcze powstania szerszych rozmiarów w kraju, większego udziału włościan, żywszego patryotyzmu szlachty. Linowski pytał kilka razy o Potockiego i Kołłątaja, ale małom mu co mógł o nich powiedzieć. Kościuszko badał pilnie o Kilińskiego i prawie do łez był poruszony, gdym mu przygotowania do powstania w mieście pod oczyma i grozą Igelströma opowiadał.
Tak nam zszedł czas do wieczora.
Co chwila nadbiegali oficerowie, raporta a wreszcie i szlachta okoliczna przybywała pokłonić się Naczelnikowi, przywożąc mu skromne zasiłki do jego śpiżarni a stękając okrutnie, że jéj kosarzów i kosy zabierano w samuteńką kosowicę.
Stary wąsaty szlachcic z okolicy Kielc, niejaki pan Belina i ubawił i zasmucił Kościuszkę... Przyjechał ze starém winem węgierskiém i z perswazyą.
— Naczelniku nasz uwielbiony! zawołał głośno, na rany Chrystusowe co czynisz, tych chamów nam buntując. A czy to my się bez nich nie obejdziemy! mało to narodu szlacheckiego! Czy to umie władać orężem? Kosa! kosa bardzo dobra rzecz na łące, ale na Moskali to żarty...
— Przecież pod Racławicami gorzéj się jéj lękali niż szabli, rzekł Kościuszko.