Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   34   —

Z każdym dniem było gorzéj, powietrza zdało się braknąć do oddechu... około koszar kozactwo, armaty do koła, szpiegi, włóczęgi... prześladowanie do niezniesienia. Major Zajdlic i kapitan Mycielski nie stracili wszakże ducha. Ponieważ miano ich na oku, posyłali mnie lub Jagodzińskiego, a że i ja téż na Dunaj do Kilińskiego dostać się nie mógłem ani do Morawskiego rzeźnika, który mu pomagał, posyłaliśmy Jutę, po całych często dniach prawie bez spoczynku, bez jadła biegającą to na Pragę, to po różnych miasta zakątkach. Co biedne dziewczę wycierpieć musiało przez to, ona tylko wiedziała! Nie poskarzyła się wszakże nigdy a często, gdy ledwie przysiadłszy i nie mając czasu spocząć musiała biedz znowu, blada i zmęczona słowem się nawet nie odezwała. Matka patrzała jéj w oczy z politowaniem, otarła łzę i milczała także.
Mieliśmy już i komunikacye z Kościuszką i Krakowem i z Litwą, gdzie się Jasiński gotował, i z wojskiem stojącém na Ukrainie i z Wołyniem a w Warszawie wszyscy z sobą staliśmy w porozumieniu a Moskale albo się nie domyślali nic lub bardzo mało. — Działo się to wszystko pod ich oczyma, które Pan Bóg zaślepił. Nie rozumieli nas, nie mogli nic odkryć, a szczęściem nie było zdrajcy naówczas między nami.
Duchowieństwo po klasztorach także było bardzo patryotyczne i pomocne; u nich najpewniejszy był skład broni, przechowanie ludzi, a gdy posłańców nie stawało, można było na śmiało braciszkowi w ucho szepnąć, aby szedł tam a tam, sprawił się zawsze jak najlepiéj.
Na zamku wcale nie było po dawnemu... Spojrzawszy nawet od ulicy, poznać mogliśmy łatwo, jak tam królowi ciasno było. Tych tłumów dworaków jak dawniéj, tego ścisku, karet, tego napływu cudzoziemców wcale nie było widać co dawniéj. Służba zmniejszona, reprezentacya skromniejsza, mała garść kręciła się jeszcze tylko około Poniatowskiego, który całe znaczenie stracił. Moskale oddawali mu honory jako głowie koronowanéj, ale Igelström obchodził się z nim jak z niewolnikiem... Ani balów, ani asamblów... ani obiadów licznych na zamku. Otaczała króla familia, prymas, który znowu był tu wy-