Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   18   —

Mańkiewiczowie popatrzali na mnie jakby badając, czy nie taję się; zaczęliśmy jeść.
Znano z tego dziadunia Mańkiewicza, że plotki lubił, a w mieście nie zbywa nigdy na ludziach, co je noszą, zwłaszcza gdy się spodziewają przy téj zręczności napić lub zjeść. Zrazy już były rozpoczęte, gdy chłopak oznajmił pana szambelana.
Pod tém nazwiskiem znany nam był staruszek, jeszcze za Augusta III. mianowany, dziś zubożały, żyjący nie wiedzieć z czego w mieście i odgrywający rolę pasożyta. Wcisnął się on do wszystkich domów, gdzie go tylko jakokolwiek przyjmowano, zabawiał dykteryjkami, nadzwyczaj łakomie zajadał, podejmował się sprawunków, posyłek, przyjmował nawet małe podarki i winien był cały swój byt takiemu wysługiwaniu się między ludźmi. Wszystko winien będąc Sasom, nienawidził Moskali, przypisując ich intrygom odsunięcie od tronu dynastyi saskiéj.
Stary szambelan nosił się naturalnie po francuzku i mimo wieku był galant dla kobiet, gadał nie bardzo do rzeczy, ale łatwo, wiele i tak, że się nieznajomemu człowiekowi zrazu mógł wcale dobrze wydać.
Przyjście szambusia o téj godzinie, choć w domu był poufałym gościem, miało swoje znaczenie. Wstrzymał się w progu niby strwożony tém, że zastał wieczerzą... lecz już Mańkiewicz krzesło dla niego do stolika ciągnął i o talerz wołał. Szambelan przepraszając zajął miejsce. Oglądał się bardzo ostrożnie.
— A cóż! zapytał Mańkiewicz.
— Najprawdziwsza prawda — zniżonym głosem rzekł szambuś, — niech co chcą gadają, ale tak jest! tak je t! Madaliński poszedł na Mławę ku granicy pruskiéj... to nie ulega najmniejszéj wątpliwości. — Alea jacta est!
Mańkiewicz w ręce plasnął i chwycił się za głowę, ja ażem się porwał ze stołka.
— Siedź! na Boga ukrzyżowanego! odezwał się stary, cicho, wartogłowie, ani mru mru!! Moskale teraz ściany świdrują, żeby co posłyszeć... twarzą ani słowem zdradzać się nie godzi.
Szambelan mówił daléj.