Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   172   —

się rozszedł, że król dziś nie jedzie. Nic to nie pomogło... tłumy stały uparcie do nocy... ku wieczorowi zmniejszyło się nieco, bo patrole rozpędzać zaczęły, lecz garść została przy bramie na straży u powozów i bryk królewskich.
Nazajutrz i parę dni następnych powtórzyły się te same sceny. Być bardzo może, iż z otoczenia królewskiego osoby próbowały w ten sposób powstrzymać wyjazd nakazany i ocalić Poniatowskiego, lecz i miasto napełniała obawa rzezi... o któréj ciągłe chodziły wieści.
Rok nowy nie zmienił położenia... ani czuć było, że przyszedł — bo nie przyniósł z sobą żadnéj nadziei.
W parę dni po nim tylko dobosz z pachołkiem obchodził ulice i czytano wszędzie po rogach ogłoszenie Suworowa imieniem imperatorowéj do mieszkańców, iż chociaż król wyjedzie ze stolicy, zaręcza się całość życia i majątków obywatelom Warszawy. — Wojsko próbowało rozpędzać z pod zamku tłumy... lecz siły użyć nie chciano....
Szóstego wieczorem felczer, który do mnie czasami przychodził, oznajmił mi, iż nazajutrz bądź co bądź król wyjechać musi, że przygotowania poczyniono i rozkaz imperatorowéj przyszedł... aby go choć siłą porwać.
Do dnia nazajutrz byłem na nogach i kto mógł, téż chciał być świadkiem ostatniego gwałtu.. Pomimo dnia mroźnego tysiące napełniały ulice... wszystko to przybite, martwe, milczące, ponure... Zdala widać było przygotowane powozy i furgony, Moskali kręciło się dosyć, nie dopuszczając bliżéj ludu, który się parł milczący.
Długo staliśmy tak w oczekiwaniu, naostatek poruszyło się coś na zamku... na wschody wyległ tłum kobiet i mężczyzn, którzy żegnali króla. Stanisław August ukazał się odziany sobolową szubą, okrytą aksamitem zielonym, w czapce futrzanéj, chustkę trzymał przy oczach... Kicki podtrzymywał go i pomagał wsiąść do karety, do któréj sam wskoczył za królem.. Do innych powozów udało się szczupłe gronko ludzi,