Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Warszawa w 1794 r.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   113   —

— Nie plótłbyś — odezwał się inny.
— Prawdę mówię — począł pierwszy, ale się przekonacie o tém zapóźno....
Za mało się zrobiło.... hm! hm.
— Chce ci się więcéj! rozśmiał się drugi, ruszaj z innymi do obozu... od 18u do 40u musimy pono wszyscy.
— Ja mam 42 — zawołał barczysty, mnie się to nie tyczy.... Porządek w mieście robić to co innego, a na okopy... młodzież.
Na chwilę zapanowało milczenie jakieś przykre. Niejeden westchnął.
— Czy my uwolnimy tę nieszczęśliwą ojczyznę czy nie, a niejeden z nas głową nałoży, to pewna.
Starszyzna i panicze... będą nas pędzili w ogień, a sami komenderować z tyłu.
Tego rodzaju wykrzyknikami jakiś czas się zabawiano, gdy wszedł maleńki człeczek, którego zobaczywszy wszyscy wstawać i gromadzić się doń zaczęli.
Podawszy dłoń kilku bliższym — wstąpił na krzesło, cisza wielka i sykanie na mruczących w dali poprzedziły wykrzykniki:
— Co słychać we Francyi? obywatelu!
Co robi konwencya?
Sucherlawy ów jegomość odchrząknął.
— Sławnego patryotę i obywatela Robespierra o mało nie zabito — zawołał.... Barrèze doniósł o tém konwencyi na sesyi 26 maja. Kobieta, która się na to ważyć miała, zowie się Cecylia Renaud.... Wkrótce spotka ją zasłużona kara.
Z tego powodu Robespierre miał piękną mowę.
— Przeczytajcie ją! odezwało się kilka głosów — przeczytajcie.
Zbliżono świecę... mały człeczek czytać począł:
— Konwencya narodowa zgromadzona jest, że tak powiem, na wierzchołku góry ogień wyrzucającéj. Na tém niebezpieczném miejscu zatrudnia się ona z jednéj strony oddawaniem Bogu czci, winnéj mu od wielkiego narodu, z drugiéj strony badając ugruntowaną na wolności, sprawiedliwości i cnocie Rzeczpospolitą, broni jéj od napaści wielkiéj części świata.