Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale proszęż cię! — przerwał komornik — mylisz się, mylisz.
— Jestem pewny, że się nie mylę. Jak tylko z tobą dobrze jest, musi u ciebie pożyczać. Ja ją znam! dawno ją znam! No, psuć jej interesów nie chcę, a... ostrzegam cię!
— Masz cygaro? — spytał Józef. — Pampowski pośpieszył z ofiarowaniem hawanny, aby przerwać niemiłą rozmowę.
— Słuchajże komorniku — odezwał się Mahoński — seryo? powiedz prawdę? myślisz się z nią żenić?
— Zapałki są na biurku — odpowiedział komornik.
— Nie o zapałki mi idzie! żenisz się z nią? mów — nastawał Mahoński.
— Między nami jeszcze wcale tak daleko nie zaszło — odparł Pampowski.
— To może i lepiej — rzekł p. Józef, powoli ciągnął dym z cygara, napędzając go sobie dla wypróbowania woni. — Wiesz, ta kobieta ma urok szczególny, ten baron Mahlhagen, widziałeś go u niej! No, i ten powiada, że... gotówby się ożenić!...
Począł się śmiać mocno chodząc po pokoju.
— To przedziwne, słowo daję!
Pampowski zmilczał, spojrzał koso, koło serca mu się zrobiło ciężko.
Mahoński posiedział chwilę i raz jeszcze zapytawszy, czy pieniędzy nie dostanie, odmowną ale grzeczną odpowiedzią odprawiony, poszedł.
Komornik zaniepokojony mocno, silnie nastał na doktora, aby go wypuścił z niewoli. Nadszedł nareszcie ów dzień szczęśliwy, gdy lekarz z uśmiechem mu zwiastował, iż... jest wolnym.
Rzucił mu się na szyję Pampowski jak zbawcy, uściskał go, obdarzył i natychmiast siadł do zwierciadła, aby przygotować nowe wystąpienie na scenę. W czasie choroby komornik chociaż się nie zaniedbywał całkowicie, większą część dnia spędzał w czapeczce bez tupetu, zęby brał tylko do jedzenia. Twarz odwykłszy od nich, pofałdowała się mocniej, oprócz tego