Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedyż się zobaczymy? zmiłuj się, ja do pana Jana tylko jechałam. Daruj, przebacz.
— Przyjdę na obiad do hotelu, i panią na niego proszę, bo ja sam zadysponuję, rzekł Pampowski, proszę czekać na mnie i o nic się nie turbować.
Z wdzięcznością chwyciła go za rękę Maniusia i łza się jej w oku zakręciła.
Karolka, a chodź-że się pożegnaj! a to byś siedziała tylko w oknie.
Pędem wybiegło dziewczę, dygnęło komornikowi, kiwnęło mu poufale po wiejsku głową i nazad.
W dosyć ciemnym korytarzu komornik długo drogi nie mógł znaleść, nie dla tego żeby ona wistocie do wyszukania trudną była, ale w głowie mu się kręciło.
Wspomnienia z tych lat poprzedzających jego wyzwolenie, uprzytomnione widokiem Maniusi i córki tej tak przypominającej ją samą, iż panu Janowi serce się w piersi pomieścić nie mogło, gdy na nią patrzał. Kłopot z tą kobieciną, która niespodzianie mu spadła z nieba czy — nie wiedział zkąd — wszystko to razem wymagało tak namysłu i wnijścia w siebie, że pan Jan z hotelu krakowskiego zwykłych nie przedsiębiorąc ekskursyj kawalerskich, wprost się przemknął do domu i chłopcu zakazał kogokolwiekbądź przyjmować.
Padł w fotel swoj — i pogrążył się cały w myślach. Maniusia, nie, mógł zaprzeczyć że się w niej kochał, że była uroczą dzieweczką — a teraz — mimo, że wiele w niej zostało dawnego wdzięku, jakże okrutnie wydała mu się pospolitą i na oznaczenie wyrazu mu brakło. Za to Karolka wywarła na nim wrażenie niezmierne, był to żywy obraz matki, obudzający uczucie z przed lat szesnastu, odmładzające nad wyraz silne.
Byłby się w niej zakochał, gdyby nie uważał tego za zbrodnię (a był skrupulatny niezmiernie), by z matki na córkę przelać uczucie. Wstrząsnął się na samą myśl takiej niegodziwości.
Co miał zrobić z wdową i jej córką — nie mógł