Strona:Józef Ignacy Kraszewski - W starym piecu.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Komornik objaśnił jak umiał, iż hrabiątko mogło być milionowem, ale ojciec i ono samo bezwzględnie darów fortuny używało, iż równie możliwem było pozłacane ubóstwo, daleko trudniejsze do znoszenia niż zwyczajne i proste.
O baronie Mahlhagenie, którego też wdowa była ciekawą, nic powiedzieć nie umiał.
— Jeśli mogę służyć radą — dodał pełen sympatyi komornik — radziłbym abyś pani obu tym panom drzwi zamknęła. Sama ich bytność już kompromituje... a każdy z przyjaciół i sług jej radby oszczędzić nawet... pozoru...
Mówił to z takiem przejęciem głębokiem, szczerością jakąś i naiwnością, że wdowa, która poczęła go słuchać ze smutnym uśmieszkiem, wśród uśmiechu spoważniała zdumiona, zmięszała się i jakby zwyciężona tą uczciwą dla siebie sympatyą, jakby zasromana, w milczeniu rękę mu podała.
Komornik porwał ją i pełen poszanowania wycisnął na niej pocałunek. Chwyciła go za serce, miał litość dla bezbronnej wdowy, wystawionej na takie zuchwałe napaści, a że od litości do czulszego sentymentu bardzo blizko, kto wie czy Pampowski tego wieczora nie został przebity strzałą Amora, jak się czasem wyrażał.
Zachwycającą wydała mu się wdowa nawet w Junońskim swym gniewie, jedna rzecz go tylko dziwiła, że tak piękna pani miała głos tak ostry i dziwnie przykry. W istocie, przy całym swym wdzięku Brombergowa rażąco czasem niemiły miała dźwięk głosu, który od jej postawy, elegancyi tak odbijał, jakby nie ona, ale kto inny mówił za nią.
Za to oczy! miłosierny Boże! wołał Pampowski, oneby umarłego z grobu wskrzesiły!!
Rozmarzony ostatecznie, rozczulony, obdarzony uściskiem ręki komornik, wyszedł późno, powtarzając: kobieta boska!!
Parę dni upłynęło bez żadnej ważniejszej zmiany, bez psychicznej rewolucyi w panu komorniku.